wtorek, 26 maja 2015

Kochana Moja.





Listy matek i dzieci to piękne, różnorakie w treściach  teksty. Ja z moją mamą nie piszemy listów do siebie. Nie mamy takiego zwyczaju. Szkoda, bo w listach niekiedy można więcej wyjawić, opisać, wytłumaczyć, przeżyć.

Ja czasem piszę listy do swoich dzieci, piszę je niekiedy szybko, krótko, coś małego, coś ważnego. Piszę, bo zapominam wiele chwil, wiele uczuć, odczuć, przeżyć – a są tak ważne, że chcę je przekazać dzieciom. Kiedyś może zrozumieją mnie bardziej dzięki tym słowom. Najdłuższe listy to listy pisane na kolejne urodziny. Wkładam je potem do kopert i do pudełka, które każde z dzieci ma wysoko na szafie.

Liczę na to, że kiedyś przeczytają, ode mnie, listy z przeszłości o przeszłości. O mnie, o nas.
Liczę na to, że przeczytają, bo będą umiały czytać po polsku…
Myślę, że takie listy od mamy, to należy przeczytać w języku matki. Ja w każdym razie stanęłabym na głowie, żeby przeczytać listy od mamy, w jej języku, zrozumieć…
Z pewnością jest to jeden z tych fantastycznych sposobów na podtrzymywanie języka mniejszościowego.

Z ostatniego pobytu w Polsce przywiozłam sympatyczną książkę Małgorzaty Kalicińskiej i Basi Grabowskiej: „Kochana Moja. Rozmowy przez ocean.”



Matka i córka. „Dwie kobiety, a między nimi ocean. (…) Obie tęskniące kobiety są tak daleko od siebie, mama w Polsce, a córka w Australii, a jednak tak blisko. Słowa są mocne, potrafią pokonać każdą odległość”.

Czytało się „blisko”. Niejedna z nas jest w identycznej sytuacji, mieszka daleko od rodziny, od matki. Daleko. Więzy pozostają zawsze, ale niekiedy mają coraz dłuższe nici… Coraz mniej słów!!!!

Dzisiaj Dzień Matki w Polsce…
Może zorganizujmy sobie też na emigracji polski Dzień Matki, pisząc list po polsku do naszych dzieci. Taki, który będą mogły przeczytać dziś, już, lub kiedyś, kiedyś, kiedyś…


Ja bym przeczytała, uczyłabym się czytać po polsku dla tych słów napisanych przez mamę kiedyś, kiedyś, kiedyś…

czwartek, 21 maja 2015

Serwis "Wszystko o dwujęzyczności"

Od kwietnia 2015 na łamach wybranych portali internetowych gości serwis 

„Wszystko o dwujęzyczności”




przygotowywany przez naukowców z Uniwersytetów Warszawskiego i Jagiellońskiego z myślą o Polakach żyjących za granicą.

Celem serwisu finansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych w ramach konkursu "Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.”, jest popularyzacja wiedzy o języku i dwujęzyczności. 

Redaktorzy serwisu zapraszają na strony współpracujących z nimi organizacji:


Pojawiają się tam porady dla rodziców oraz wywiady z osobami związanymi z tematem dwujęzyczności.

Mamy nadzieję na dobrą współpracę środowisk zajmujących się dwujęzycznością, która da owoce w popularyzacji wiedzy oraz w różnorakich praktycznych rozwiązaniach.

środa, 13 maja 2015

Świerszczyk - 70 lat! To dopiero urodziny!!

Do napisania zachęciła Kaczka, przypomniała !! i o Bebeluszku i o konkursie z okazji tak pięknych urodzin "Świerszczyka".



Bebe konkurs zapowiedziała TU i jeszcze do 17 maja można „spełniać warunki”!!! Zachęcam!! Szczególnie rodziców dzieci dwujęzycznych - taka prenumerata z Polski!!! to by było to! Prawda! Więc na ostatnią chwilę piszcie na konkurs!!

Szczegóły u Bebe:



Ufff, ja się mam nadzieję nie spóźniłam, bo nagrody cudowne są - prenumeraty!!!!

Moja historia jest cudna, a więc:

Jakieś pół roku temu dostałam zaproszenie na imprezę urodzinową, na którą trzeba było przyjść przebranym. Hasło przebrania było „trzeba przebrać się… za siebie, co ci w duszy gra, spełnione/niespełnione ja” (jakoś tak;-))…
Hym… akurat była noc, pracowałam przez skypa ze swoją „siostrą” astrologiczną (oczywiście, że pisałyśmy CZYTAM PROSTE TEKSTY;-))… i tak zaczęła się rozmowa:
„No ale jak? to znaczy co?” OBIE doszłyśmy do wniosku, że wszystko, co nam w duszy gra, realizujemy, nie ma jakiegoś niespełnienia. Praca i życie osobiste – realizujemy się jak umiemy i szczęśliwe jesteśmy! Zaczęłyśmy rozmawiać o tym, kim chciałyśmy być w dzieciństwie. I tu okazało się, że dokopałam się pierwszych swoich myśli o tym, że będę robiła, wymyślała „takie rzeczy do zabawy” dla dzieci. „Takie rzeczy” widziałam gdzie? Tak! Zgadliście! W „Świerszczyku”!!! Czytając „Świerszczyk” lat temu ponad 35… postanowiłam, że będę robiła „takie zabawy” dla dzieci!! I co!! i zapomniałam o tej myśli na lat dziesiąt i przypomniałam sobie w styczniu, w owy wieczór, kiedy to rozmawiałyśmy o tym, jak się przebrać.
Zapomniałam.
Ale plan zrealizowałam!! Robię „takie rzeczy, zabawy” dla dzieci ;-) Marzenia się spełniają!!

Niech ta historia idzie w konkurs do Bebe!!!

(Zdradzę Wam, że moja „siostra” też spełniła marzenia i obie robimy to, co kochamy!! Więc na imprezę mogłyśmy się wcale nie przebierać, bo sobą jesteśmy i to, co nam w duszy gra, jest też i na zewnątrz. Więc musiałyśmy szukać w sobie drugiego dna… Może kiedyś zdradzę nasze przebrania z tej imprezy.)

Ale do rzeczy, do konkursu…

Przemyślałam sprawę, doszłam do wniosku, że tą ckliwą historią nie wygram. No chociażby z taką Jarceką

Wzięłam więc pisaczek i w prezencie dla „Świerszczyka” zrobiłam to, co umiem i to, co w duszy gra od pierwszych krzyżówek i rebusów i komiksów i czytaneczek wypatrzonych w Świerszczyku – kilka prostych ćwiczeń (tekst do nauki czytania sylabami na poziomie podstawowym, obrazeczki do tego, obrazki i podpisy, krzyżóweczka sylabowa).

Oto one:





(P.S. jak wygram i wydrukują, to 1.spełni się kolejne moje marzenie, 2. życzę sobie cicho i głośno, by moje bazgroły „przeilustrowała” Bebe)

A marzenia się mi spełniają! Wiem to!


Szkoda, że nie mam w oczach aparatu fotograficznego… zrobiłabym zdjęcie mojego synka, który usłyszał , że walczę o prenumeratę „Świerszczyka” – wygralibyśmy na mur! (widziałam tę minę dopiero drugi raz w życiu…)

wtorek, 12 maja 2015

CZYTAM PROSTE TEKSTY - Wtorkowe czytaneczki




Czas ucieka, goni innymi nowościami, a ja się jeszcze nie pochwaliłam - więc się chwalę i POLECAM, szczególnie dla dzieci dwujęzycznych, dwie książeczki (ćwiczenia) do czytania mojego współautorstwa:




Mamy dzieci dwujęzycznych mówią mi, że fajne dla naszych dzieci, bo BARDZO PROSTE ;-) No starałyśmy się!! Bo zapotrzebowanie, na jak najłatwiejsze teksty, zgłaszane było od zawsze.
Znajdziecie tam PROSTE TEKSTY (zaczynające się od najprostszego zdania ULA ŚPI;-)), i PROSTE PYTANIA do nich. Materiał jest naprawdę bardzo łatwy, teksty z sylab otwartych lub bardzo prostych globalnych rzeczowników i czasowników. Dzieci cieszą się, że mogą czytać! (znając podstawowe sylaby).





Dzieci mogą wycinać, wklejać lub pisać (jeśli już potrafią), można zawsze cos dopisać i do malować ;-)
Ja dziękuję za wszystkie miłe opinie o tych książeczkach, jakie otrzymałam!
Bawcie się dobrze z dziećmi!
Więcej zobaczyć (a i kupić) można TU: CZYTAM PROSTE TEKSTY Wyd. WIR A. Fabisiak-Majcher, E. Ławczys


Poniżej nasza zabawa z tymi książeczkami:









To Ala:

I pozdrawiam Agę Fabisiak - Majcher!!

niedziela, 10 maja 2015

Kształtowanie się rodzaju gramatycznego? Dwujęzyczne widzenia świata? czy Gender? ;-)

 – no szał…
Rozmowa dzisiaj rano:
Alicja: Pani jest ratownicą!
Ja: Kim?
Makuś: Ratownicą!
Ja: Kim?
Makuś: Ratówką! No ratuje!
Ja: A! Ratownikiem… tzn… ratowniczką…
Makuś: Tak ratowniczką!
(…)
Ja: Pojedziemy dziś pokazać Milence konie.
Makuś: Tak! i będzie konicą!
Ja: ? E…? no…
Makuś: Koniczką?
Ja: ? Tzn. Jeźdźcem?
Makuś: No po niemiecku „reiterin”!
Ja: Aha…
Makuś: No ona będzie jeźdzcą!
Ja: No…..(?)
(…)

No szał myślę… rodzaje się ustalają, analogiczne dostawianie końcówek a nawet analogie rodzaju gramatycznego… No powiedzieliby, że gender się wkrada, że żeńskich końcówek dziecko uczę, tam gdzie nie ma ich w języku polskim. A tu „tylko” dwujęzyczność, widzenie świata poprzez dwa jezyki. 
I zastanawiam się…: dzieci śpiewają piosenkę „Guten morgen Frau Sonne” - jakiego rodzaju jest dla moich dzieci „słońce”… Frau…???


No szał w mojej głowie,  w moich myślach… jeździec, kobieta jeździec, no Podkowiński mi się tylko kojarzy… Szał ;-)

W. Podkowiński, Szał, wisi w Muzeum Narodowym w Krakowie.

Dodatek:
Wygrzebałam w głowie czas, kiedy JA uświadomiłam sobie, że rzeczy mają w innych językach inne rodzaje gramatyczne. To był język francuski, liceum. Nie mogłam pojąć. Coś mnie w głowie bolało - dosłownie!!  
Nie wiem, kształtowały się nowe synapsy, które odpowiadały za nowe rozumienie świata ;-) Ale bolało! 
Do tej pory ciężko mi jakoś w myślach, jak dochodzi do mnie inny rodzaj jakiejś rzeczy, w niemieckim teraz... Doświadczam wtedy rzeczywistego "przewrotu" w moim pojmowaniu i postrzeganiu świata. JAkbym odbierała i nadawała tym rzeczom, zjawiskom nowe CECHY! 
Rozmawiałam z kilkoma osobami o tym, nie wszyscy tak czują te rodzaje jakoś...

piątek, 8 maja 2015

"JAK TO MNIE NIEMIECCY SĄSIEDZI ZMUSZAJĄ DO UŻYWANIA POLSKICH PRZEKLEŃSTW"

Dziś znów dwukulturowość.
Wczoraj zapowiadałam, ze będę przeklinać: http://dwujezycznosc.blogspot.co.at/2015/05/sowa-sowa-sowa-sowa-duszy-emocji-ze_7.html
Mieszkam w Niemczech już ponad rok. Bardzo mi tu trudno było jakoś się zaaklimatyzować. Podobno po roku jest o niebo lepiej… No jest, o tyle, że nie jest mi lepiej tu.
Tylko ja jestem mocniejsza, żeby to zmienić.
Jak tu jest i jak odbieram mieszkanie z Duchami pisałam tu:http://dwujezycznosc.blogspot.co.at/2014/09/obcokrajowcy-sasiedzi-i-szpiedzy-w.html
A że nie zmieniło się wcale, nie pojawiły się znajomości wśród tutejszej ludności to muszę zmienić to miejsce, bo nie da się kisić w tej atmosferze. 
Jako, że zawsze wszystkim mówiłam, że życie jest piękne, tak (dopóki się stąd nie wyprowadzimy) i tu postanowiłam szukać tego, co piękne i pokazywać to dzieciom.
Program jest taki i nic mnie nie zniechęci, nawet sąsiedzi….!!!
Tak więc opisuję dzieciom, różne piękne rzeczy, ludzi, emocje… Naszą zabawą w drodze do przedszkola jest „kto? co? widzi ładnego”
Przekrzykiwaniom się nie ma końca… !!! Są przecudne. Np. "o jakie pan ma ładne wąsy!, jakie piękne drzewa, jakie piękne kwiatki, jakie ładne oka, jaki ładny motor itp., itd. piejemy zachwytami!!!
I wiadomo, jest lepiej.
Kilka dni temu np. Alicja (fakt, miała lekką gorączkę…) wykrzyknęła jak wjechałyśmy do naszego miasteczka: "Jakie piękne miasteczko!!" - skutek cudny prostej terapii!! Szkoda, że dopiero teraz... ale wcześniej serca nie miałam ani zdrowia….
I się cieszę z moich postępów, a tu taki rozwój sytuacji… próba, kuszenie znów… Duchy się budzą…
Milena chwilę sama na podwórku w wózku, widzę ją przez okno. Widzę, że wchodzi sąsiad. Milena spragniona widoku ludzi, piszczy, macha rekami, wierci mu dziurę w brzuchu i piskiem radosnym i wzrokiem wbitym weń i ręcznymi wiatrakami. Sąsiad… jak mur, Duch, przeszedł ani mru mru, ani mrug mrug, ani nawet lekkiego przechyłu głowy w kierunku dziecka, ani lekkiego półgębka uśmiechu. Potraktował je tak samo jak mur naprzeciwko…
Ja przypadkiem to zza firanki widziałam i co… no zaczęło mi się cisnąć na usta…!!! Mi, co ja z wychowania, z przyzwyczajenia i z przekonania  nie klnę!!! Ale cisnęło się, cisnęło, ale nie dałam się… Nie wycisnęło. Opisałam sobie wewnętrznie, piękną polszczyzną sytuację i wzniosłam się ponad.
Duch poszedł.
Ja wyszłam pogadać z Milenką o pięknym murze naprzeciwko….
Kolejny ranek: piękny, majowy, słoneczny. Pakuję dzieci, wszystkie trzy, do auta. Zadowolona, bo miły poranek, ciepło, nie wieje po oczach. Przypinam kolejne pasy. Idzie sąsiadka z psem na spacer. Ja z głową w aucie, widzę, że mija auto, „nie widzi” nas. Wysuwam się, z uśmiechem (żeby zauważyła, że ja ją widzę…) i witam się tutejszym „morgen”. Nic!!
No i znów, jakieś wściekłe emocje i znów cisnęło się, niestety, mi na usta polskie przekleństwo. Udało się, nie wycisnęło! (Nic to, może Ducha widziałam)
I tłumaczyć chcę sobie w myślach o co chodzi…? Zrozumieć tę inna kulturę. I nie wiem, czy jak człowiek bokiem, tyłem, coś robi, to się już nie wita go, czy jakisik afront poczyniłąm? czy jaki czort? Nie rozumiem zupełnie nadal ich zachowań społecznych.
Odwiozłam dzieci do przedszkola, popodziwialiśmy „okoliczności przyrody”. Fajnie było.
Wracam.
Wychodzę z jedynym pozostałym dzieckiem z małego parkingu w kierunku bramy w dali (takiej 10 m) sąsiadka! Z małym dzidziusiem! I z jakąś koleżanką. Przechodzą w drugą stronę tego parkingu. Ja już z uśmiechem, szykuję niemieckie słowa zapytania "co słychać? Jak Mały? Jak ona?" Rozmawiałam z nią ostatnio w jesieni, kiedy pytałam jak się czuje… Miła była wtedy, miałam szczerą nadzieję, że jakoś sytuacja matkowania nas może zbliży. Urodziła w zimie, nie spotkałyśmy się ! do tej pory!!! (pisałam,że tu do parku i na plac zabaw tylko my chodzimy…).
No i zostałam z tym uśmiechem, one przemknęły. Duchy? No „kurwa”!!!, nie!!!
No i kur zapiał jednak, chociaż dwa razy się krztusił…
W tym nastroju, wścieku weszłam do domu, rzuciłam kilkoma rzeczami.
Usiadłam i zaczęłam w myślach opisywać sytuację sobie innymi, polskimi słowami. Duchy, mnie nie widzą! Nie wiem dlaczego! I się nie dowiem! Mogę przypuszczać i się zamęczać. Ale nie, oj nie…! Nie wiem, czy kiedykolwiek zrozumiem tę kulturę tu,w tym miasteczku.
Ta kultura mi dała przykre doświadczenia braku akceptacji. Nic z pięknych doświadczeń dwukulturowości (oprócz oparów historii sączących się z murów, zamków, bruków).
Potem wstałam, zapakowałam Milenkę i poszłam na spacer podziwiać stare mury, uśmiechać się wszem i wobec; z  decyzją, że dziecku to jednak piękno będę pokazywać, PÓKI mogę.

OŚWIADCZENIE publiczne dla miasta S.:
„Niemili Państwo, kląć, MNIE nie nauczycie!!!!”
„Niemili Państwo, nie uśmiechać się, MNIE nie nauczycie”
„Niemili Państwo, nie widzieć ludzi, MNIE nie nauczycie!”

„Mili Państwo, którzy mnie chcą poznać – zapraszam na kawę Schulstrasse 28”!!!!
(przetłumaczę i porozwieszam na słupach)
Tu obrazowanie:
Idziemy dookoła Rynku, żeby nie było wątpliwości:
 tu była kiedyś drogeria:
 tu był sklepik:
Tu się wchodziło do kamienicy, do domu czyjegoś:
 Tu była kiedyś apteka:
 Tu był kiosk:
 Tu było coś z meblami:
 I tu był jakiś sklep:
 Nie wiem co tu było, ale przy samym Rynku, jak widać:



 Tam w tym pięknym budynku był!! urząd gminy:
 Tu stoi kościół w sensie budowli, Kościół w sensie wspólnoty był. Zamknięty na głucho:
 Tu była poczta:
 Tu był sklep jakiś:
 I tu wszędzie były sklepy:





 Tu był zamek!:
 A tam poniżej jeszcze nie wiem co było, ale już NIC nie ma oprócz tego, co widać:


 To ulica wiodąca do parku:

CO jest? bank i piekarnia i rzeźnik.
Ale miało być miło i pozytywnie! Zobaczcie, jaki piękny horyzont wczoraj dojrzałam!:




czwartek, 7 maja 2015

Słowa, słowa, słowa.... słowa duszy? emocji? - ze szczególną dedykacją dla polonistek i innych "językowych" koleżanek

Po powrocie z Polski, po Świętach, przez dłuższy czas nie mieliśmy netu. Znów popadłam w ciszę i pewien rodzaj samotności - wiecie, wiecie. Wyłączywszy moje dialogi z Miłką - oczywiście!!!
Nie było radia brzęczącego, nie było gwaru - co po przyjeździe z Polski szczególnie doskwierało. Tak więc wzięłam Miłkę na kolana, rozpakowałam płyty, które przywiozłam z Polski (ze szczególnym pietyzmem wybierane), potem usiadłam przed półką z płytami, która lekko się zakurzyła i szperałam za tym, co lubię.
Przed Świętami wybierałam przez net płyty, które chciałabym kupić/mieć.
Czym się kieruję - muzyką? tak średnio utalentowana i w guście kształcona jestem w tej materii... Kieruję się jednak dobrym tekstem! Słowem, które gra mi w uchu i dotyka, gdzie trzeba. No jak polonistka powiem - duszy dotyka ;-), pozwala rozszerzyć samoświadomość i podświadomość poza codzienne bytowanie. Jakoś (chyba nie przypadkiem ;-)) okazuje się, ze dobre teksty mają i dobrą muzykę!, więc ufff, nie obawiam się, dam się ponieść jakiemuś dico totalo;-)
Zauważyłam. że zmęczona nieco codziennością, szukałam czegoś  na półkach, wśród płyt, czegoś "dla duszy". Brakuje mi tutaj pokarmu o wyższej zawartości artystycznych witamin. Mój niemiecki dalej pozwala mi ledwo co na rozumienie poezji (raczej rymowanek) dla dzieci. Więc nie mogę czerpać z tutejszej sztuki czegoś, co najbardziej lubię - magii słowa.
Wracałam więc do polskiego słowa ubranego w fajne melodie i tak pomyślałam, ze chciałbym wam też od czasu do czasu coś pięknego, mądrego, dowcipnego tu pokazać. Piosenki takie, które by zrozumieć ich słowa, trzeba być głęboko zakorzenionym w kulturze polskiej i w języku polskim - mam nadzieję, że miło Wam będzie (i wesoło czasem).
I tak dzisiaj jest dzień, w którym napisałam post "JAK TO MNIE NIEMIECCY SĄSIEDZI ZMUSZAJĄ DO UŻYWANIA POLSKICH PRZEKLEŃSTW" - ale wrzucę potem, albo jutro. Przypomniała mi się, a propos, piosenka z dystansem i z humorem. To niech będzie - tak żebyście mieli czas na przymrużenie oka, na poczucie klimatu i nabranie zrozumienia do moich przekleństw....
Właściwy tekst piosenki około 1, 40: