sobota, 26 kwietnia 2014

Jezus w Niemczech?

Obiecany wczoraj post, wyjaśniający konieczność rozmów, rozmów i jeszcze raz rozmów…. ;-)

O Jezusie w Niemczech jeszcze chcę napisac dużo, dużo więcej – bo to akurat ważny dla mnie temat w dwukulturowości mojej rodziny. Dziś tylko parę zdań… początkowych… ;-)

Tydzień temu – Wielka Sobota – Makuś rozmawia z babcią z Polski. Słyszę, wymiana zdań o tym co robi, jaka pogoda. Nagle przyszpila mnie takie zdanie (nie wiem jakie było pytanie):

- E… babcia! my mieszkamy teraz w Niemcach, a w Niemcach na święta to imprezuje się z rodziną króliczków. No mówię ci, wiem! Pani w przedszkolu wszystko nam opowiedziała! Wiesz, jest taka rodzina króliczków, mama, tata, i mają dwoje dzieci, takie małe króliczki i oni zgubili jajak w trawie! I wszędzie chodzą i gubia te jajka i trzeba je znaleźć! No mówię ci!

Nie wiem co babcia na to…, ale ja usiadłam i oniemiałam…

W Austrii to mieliśmy „nieco” parafialne przedszkole pod nadzorem gminy (pół na pół) i nawet palmy robili i krzyż w niej był i parę innych tradycji katolickich (tzn. naszych, bo nam to odpowiadało) i dzieci w wielkie święta chodziły śpiewać do kościoła itp. Tu „lekko” katolickie przedszkole istnieje najbliżej 40 km. Kościół 20 km. W Wielką Sobotę do 21.30 godz. ani jeden kościół nie był otwarty - z maleńkimi dziećmi prosiliśmy trzech księży by pokropoli ich koszyki przed 21.30 – wszyscy odmówili…

Itd. itd.

Więc jak już usiadłam i oniemiałam i przemyślałam znów (poprzednie refleksje w Wielki Piątek mnie dopadły) postanowiłam działać jednak – chociaż trochę.

I rozmowy znów…, żeby te króliczki Jezusem trochę nadbudować… żeby je umniejszyć…

Żebyście wiedzieli, że język polski pod kontrolą, to zaczęłam tak:

- Makuś – po pierwsze: nie mieszkamy w Niemcach, tylko w Niemczech! W Niemcach może w Święta imprezują króliczki!!! Ale w Niemczech, całe szczęście, my możemy sami zdecydować jak obchodzimy Święta. A nawet musimy, bo nikt tu nam tego nie pokaże ani nie pomoże!


No dobrze… Potem już nie byłam taka… no wiecie… Już normalnie starałm się tłumaczyć, powoli opowiadać. O zmartwychwstaniu, o Jezusie, o zwycięstwach… i o króliczkach też, gdzie są i dlaczego są i że fajnie, że w Niemczech są, itp.

W Wielką Niedzielę Makuś w rozmowie z babcią wykrzyknął jak należy!:

- Babcia! Ty wiesz! Dzisiaj Jezus zmartwychwstał!!!

No…

Popatrzcie, ile daje rozmowa – z panią w przedszkolu, z mamą, z babcią, z każdym.

Każdy zostawia w dziecku ślad swojej kultury, swoich przekonań.

Z dziećmi dwukulturowymi należy szczególnie wiele czasu poświęcić na rozmowy o tym wszystkim, co dla nas osobiście może być odmienne i ważne. I wyjaśniać, wyjaśniać – jak umiemy. W małżeństwach mieszanych spotykają się dwie kultury – tu lepiej niech się nie ścierają, niech się spotykają właśnie, niech pokazują więcej możliwości.

Co do Jezusa – jak się przygotuję to napiszę o Jezusie w Niemcach i w Niemczech…

Pozdrawiam wiosennie – wracając z ogródka, w którym razem z posadzonymi nasionkami, nieco zmartwychwstała moja nadzieja na dobre życie tu…

12 komentarzy:

  1. Często mam wyrzuty sumienia, że za mało rozmawiam z dziećmi, a to szkoła, koledzy, narty, piła, deska, komputer...ale jak już się spotkamy gdzieś w przedpokoju i pogadamy to, masz rację Elu, rozmowa czyni cuda :-)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi coś jeszcze kołatało i kołatało... rozmowa i ...przykład...czyli nasze życie...

      Usuń
  2. Nasza córka chodzi do katolickiego przedszkola w Niemczech - chyba taka okolica. Wszystko katolickie ;o) I to nie w Bawarii! :D Kościoły tez pootwierane w Triduum, nabożeństwa dla dzieci (Kinderkirche), nikt wiec głupot o króliczkach nie opowiada. Nawet polski ksiądz jest :D Szczerze mówiąc oniemiałam, jak przeczytałam, co tam u was tym dzieciom do głów nakładli! Masz racje - trzeba dużo rozmawiać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hieno, w taki region trafiliśmy... i juz...i trzeba w swoje ręce wziąć to, co się ceni. Będę jeszcze o tym pisałą, bo to niełatwe... ale też mocne doświadczenie...
      Okazuje się, że nie jest proste, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że TYLKO od niego może wyjść coś, do czego przezwyczajony jest, iż wychodzi od wielu...

      Usuń
  3. Oj, Elu. My w Polsce jesteśmy i też czasem ręce opadają wobec tego z czym spotykają się nasze dzieci. Ale jeżeli chcemy wiarę przekazać naszym dzieciom, to (chyba) jest tak jak w przypadku języka. Im więcej osób/rówieśników potwierdza nasz przykład, tym lepiej. Więc nawet jeżeli jesteśmy w mniejszości, dobrze znaleźć rodziny z poglądami podobnymi do nas.
    pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę Wszystkiego Dobrego z okazji dzisiejszej Niedzieli Miłosierdzia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Magdo! Będę o tym kiedyś pisała: tak jak piszesz i język i wiara i wychowanie dzieci to my i nasza rola. I właśnie na emigracji "wychodzi" na jaw jak ciezkie są te sprawy w pojedynkę. Może tak trudno mi po tej przeprowadzce, w Austrii było łatwiej... łatwiej znaleźć wspólnotę i językową i wiary i nawet pomoc (nma parę minut!) do dzieci. Tutaj jest jakas katastrofa... jak tylko jeszcze okrzepnę, będę o tym pisała. na razie za dużo negatywów. Lepiej nie...

      Usuń
  4. Elka, ja spedzilam 2 Wielkanoce w Niemczech, na poludniu, blisko Bawarii. Tridum paschalne bylo obchodzone.Tak jak napisala Magda, podstawa to zalezc sobie podobne rodziny tzn o podobnych wartosciach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z przymruzeniem oka:
    Ja: Krysiu, gdzie urodzil sie Pan Jezus?
    Krysia: W ubostwie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak świętujemy narodziny to trzeba MU śpiewać:"Sto lat, sto lat!" ;-) to Makuś. Śpiewa "Sto lat" co roku...

      Usuń
  6. A w ktorym rejonie Niemiec mieszkasz bo ja mieszkam na polnocy i ze swieceniem jajek i Mszami Triduum Paschalnego problemu nie bylo

    OdpowiedzUsuń
  7. Saksonia... Napiszę kiedyś o tym więcej... To BARDZO specyficny region - MSH - najbiedniejsza część Niemiec...Wiem, że w innych częściach Niemiec jest inaczej! Ja trafiłam tak.. jak śliwka w kompot...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myslalam, ze najbiedniejsza jest Meklemburgia-Pomorze, gdzie ja wyladowalam. Bezrobocie straszne. Polakow bardzo malo, i to bardzo, bardzo zajetych, zbyt zajetych, zeby zajac sie edukacja polskojezyczna swoich dzieci lub przynajmniej sie nia zainteresowac. Jestem w tym temacie zupelnie osamotniona. Ucze te moje Dzieciaki wszystkiego po trochu, ale czasem napadaja mnie zwatpienie, zmeczenie lub po prostu niepewnosc, ze cos robie zle. Na szczescie jest Internet... Przepraszam za tendencje do uzalania sie nad soba, ale to podobno tez jest potrzebne.

      Usuń