piątek, 1 marca 2013

4. PIĄTKOWE GADUŁECZKI - pogaduchy do poduchy.



Wszyscy wiemy, że wieczorna pora, kiedy to tulimy nasze dziatwy, czytamy, uspokajamy, wyciszamy i usypiamy to jedne z najważniejszych chwil dnia, życia... To dobry czas, ażeby przeprowadzać rozmowy, spokojne, mądre, ciepłe, ważne, potrzebne. To dobry czas, żeby porozmawiać o radościach z dnia mijającego, o problemach (nie roztrząsać a poszukać ewentualnego rozwiązania). To dobry czas, żeby nastroić nasze dzieci na dobry sen, utulić je pozytywnymi myślami, marzeniami. To dobry czas, żeby stworzyć taką atmosferę, żeby przyszedł dobry sen.
W rodzinach dzieci dwujęzycznych to dobry czas na spotkanie z językiem, z językiem mamy i taty. To własnie w języku, w słowach, w zdaniach kryją się te wszystkie rzeczy, o których pisałam powyżej: możliwość dzielenia się przeżyciami, cała radość, mądrość, ciepło, marzenia...
Pamiętajmy więc wieczorem - nie tylko o czytaniu, ale tez o "pogaduchach do poduchy"! To ważne dla nas, ważne dla rozwoju emocjonalnego naszych dzieci i naszego też! Słuchajmy co one nam chcą pokazać! Słuchajmy, co chcą powiedzieć. Uczmy rozmowy! Pokazujmy im, że od tego właśnie jesteśmy - od słuchania! Od wsłuchiwania się!
Słuchamy a usłyszymy wiele - niezależnie od wieku dziecka!

Dla ilustracji nasza - moja i Maksymiliana, wczorajsza wieczorna pogaducha:
Rozmawialiśmy, jak to "ciężko" z małą siostrą: wszystko burzy, wszystkim chce się bawić; wszędzie włazi! Tak "ciężko", ze chce się (i niekiedy się tak dzieje) ją pobić!! Ja mówiłam, ze mi się wtedy chce strasznie krzyczeć! Bo się boję o Alę, że krew..itd.; że rozumiem, że go złości Mała... Szukaliśmy rozwiązania: myśleliśmy co ma zrobić Maksiu: wymyśliliśmy: 1. walnąć czerwony fotel; 2. narysować wściekłe kreski na tablicy, 3. zawołać mnie; Myśleliśmy co ja mam robić, żeby nie krzyczeć (bo nikt tego nie lubi!):
Makuś wymyślił!: "masz powiedzieć "nie jest nie""
Ja: ??? - pytajniki w moich oczach... Aha - odpowiadam. I co nie będziesz jej wtedy uderzał?
Makuś: Nie.
Ja: Aha. Nie jest nie. Aha.
Cisza... Myślę, z czego to, skąd to?
I pytam: Makuś, a tak mowi Anna w przedszkolu? i to Ci pomaga?
Makuś: Tak!
Ja: A ona mówi po niemiecku!
Makuś: Tak.
Ja: Co ona mówi?
Makuś: Nein ist nein.
No i dowiedziałam się. Dowiedziałam się, co pomaga Maksiowi... Jakie zachowanie dorosłego.

Zobaczymy jak nam pójdzie wcielanie w życie...

Miłych wieczornych pogaduszek!!!

3 komentarze:

  1. Po angielsku "no means no" ("nie znaczy nie")... Trzymam kciuki za nowe metody "obcowania" z dzidzią ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po polsku ciśnie się "nie to nie": ale to inny odcień znaczeniowy. I może dlatego Makuś mówił, że mogę mówić to po niemiecku! Ale potem zmienił zdanie i mówił, że mogę mówić "nie jest nie". Albo niemiecki jest bardziej konsekwentny? i w odbiorze i w realizacji? Hym...
    Dzisiaj była taka sytuacja, kiedy znów podniosłam głos, na co Makuś doprowadził mnie do porządku: "Ale nie krzycz! Nie jest nie!" i dał spokój Ali.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli Makuś ostro stoi na straży spokojnego ogniska domowego... ;-)

    OdpowiedzUsuń